Piątek, godzina 8.32. Powinnam siedzieć w szkole już od 8. Ale nie siedzę. Jestem chora. Może to i dobrze, bo nie miałam ochoty widzieć się z niektórymi osobami. Osobami, które próbują wmówić mi coś na mój temat. Chociaż jest to jednym wielkim kłamstwem, mam dość słuchania nieprawdy. Czuje się wypluta z życia. Kiedy się budzę, czuję dziwną pustkę w sercu i ból promieniujący od głowy aż do brzucha. Ale nie wydaje mi się , żeby był to ból fizyczny. Boli mnie w taki sposób, że nie wiem jak to określić. Po prostu mnie zalewa. Przychodzi falami i znika tak szybko i nagle jak się pojawił. Mam ochotę wyciągnąć sobie serce z piersi i usunąć z niego wszystko to, co jest zdolne do kochania, lubienia, co powoduje duchowe cierpienie. Najgorsze jest jednak to, że jestem słaba psychicznie. Może wie o tym mało osób, ale niektórzy już zauważają moją wrażliwość i empatię. To, jak reaguje na ludzi chorych, starszych, po przejściach. Może niektórym wydaje się to śmieszne, ale taka już jestem i nie wydaje mi się, żebym była w stanie to zmienić.
Moja historia nie jest żadnym love story z cudownym happy endem. Nie mam nikogo, dla kogo byłabym najważniejsza. Ale mam przyjaciół, których kocham i którzy są dla mnie oparciem. Nie potrzebuje rycerza na białym koniu, ani księcia z bajki. Po co mi on? Żebym poznała smak miłości i rozczarowania? Życie jest pełne rozczarowań i nigdy nie liczę na to, że będzie w stu procentach szczęśliwe.
Prawdziwa miłość jest czymś tak rzadko spotykanym jak dorodne drzewko bonsai.
A z moim szczęściem trafiłoby mi się zwiędnięte.
Piękne słowa :) i wiem co czujesz... (nie)stety ?
OdpowiedzUsuń